Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z…
Ostatniego dnia pobytu w Sydney wychodzę z domu wcześnie rano. Chcę wykorzystać jak najwięcej dnia i zobaczyć po raz ostatni miejsca, które przez minione tygodnie były moim domem. Uwiecznić na zdjęciach Sydney CBD, pójść na spacer po centrum miasta.
Zobacz też: Więcej relacji z mojej podróży do Australii
Pogoda w Sydney coraz ładniejsza i zapowiada się ciepły dzień. Jest okazja do włożenia sukienki ze sklepu od Szusz i kozaków, które ostatniego dnia znajduję w bocznej kieszeni mojej walizki. Najcięższy bagaż, jaki kiedykolwiek spakowałam, zabrałam ze sobą w tę podróż. Ponad połowa ze wszystkich rzeczy to niepotrzebne ciuchy i buty, ale odnalezienie tych, po 3 tygodniach, uznaję za mistrzostwo własnej głupoty ;). Zabrać kozaki do Australii, żeby móc stworzyć nietypowe stylizacje modowe, hahahahaha!
Tradycyjnie już, schodkami McElhone, schodzę z Potts Point w kierunku Finger Wharf i Wooloomooloo, mijając po prawej stronie Królewskie Ogrody Botaniczne i Park Domain. Gdzieś w oddali kryje się budynek opery, a ja udaję się prosto do Sydney CBD, rozpoczynając swój spacer od wejścia na Sydney Tower Eye.
Australijskie miasta charakteryzuje podobny układ: nieduże, ścisłe centrum z wysokimi wieżowcami czyli biznesowa strefa, otoczone jest rozległymi dzielnicami o niskiej zabudowie. Sydney CBD to miejsce pracy dużej części mieszkańców miasta i okolic, a na ulicach, w ciągu dnia, można spotkać mnóstwo turystów, którzy przychodzą tu na zakupy do jednego z wielu sklepów i domów handlowych położonych przy Pitt Street. Razem z główną, George Street, są to dwie równoległe ulice, od których warto zacząć spacer po CBD.
Choć ja docieram tu pieszo, wygodnym środkiem transportu będą miejskie pociągi lub prom, który z północnych przedmieść dowiezie Was do Circular Quay, a po drodze, płynąc od wschodniej strony, zobaczycie przepiękny widok na operę.
W samym centrum Sydney mieści się katedra św. Marii i przylegający do niej Hyde Park, wzorowany na tym, po którym można przespacerować się w Londynie.
Najstarszym kościołem w mieście jest natomiast położony w pobliżu Kościół św. Jakuba (St James Church).
Architektura Sydney CBD to pomieszanie tradycji i nowoczesności, a właściwie ich eleganckie połączenie, bo pomimo licznych stylów, wzorów i kolorystyki zadbana całość prezentuje miły dla oka obraz, a miasto cały czas się zmienia i rozwija. Przechadzając się po jego ulicach, zawsze trafi się na remont. Kiedy przemierzam George Street, remontowaną atrakcją okazuje się być np. zabytkowy budynek ratusza (Town Hall). Wygląda na to, że nie pokażę Wam zabytkowego budynku z charakterystyczną wieżą.
Australijczycy uwielbiają swoje lokalne marki. Na zakupy spożywcze najchętniej chodzą do „Woolworths”, a nazwę, podobnie jak wiele innych, zdrabniają do „Woolies”.
Przy George Street znajduje się też urokliwa katedra św. Andrzeja oraz fantastycznie zachowany Queen Victoria Building, z eleganckim, stylowym wnętrzem, mieszczący biura i galerię handlową.
Historia Australii, od czasów przybycia w 1770 roku Jamesa Cooka i kolonizacji, liczy zaledwie 250 lat. Z tamtych czasów zachowało się niewiele budynków, a te, które powstały w XIX wieku i wciąż cieszą się świetnością, są uznawane za jedne z najstarszych zabytków.
Po spacerze po CBD uciekam do Sydney Fish Market, Chinatown i Darling Harbour. Staram się, na ostatnią chwilę, zobaczyć wszystko to, czego nie zdążyłam zwiedzić przez swój pobyt. Czuję, że to może być ostatni raz, kiedy jestem w Sydney i że, prawdopodobnie, już nigdy nie będzie mi dane tu wrócić.
Wracając do domu, spoglądam na CBD i czuję, że do oczu napływają mi łzy. Pora wracać do polskiej rzeczywistości i ogarniać życiową rewolucję, którą rozpoczęło się kilka miesięcy temu.
Wieczorem, po raz ostatni, wychodzę z domu do Embarkation Park. Przez kraty w płocie wystawiam aparat, żeby uchwycić panoramę miasta na tle granatowego nieba. Pstrykam tak długo, aż zamyka się wejście do parku. Przekładając sprzęt dołem, sama przechodzę górą, nabawiając się ogromnych siniaków, które jeszcze długo będą mi przypominać o tym, że zamknięte wejście nie uniemożliwia wyjścia z parku :).
Do widzenia, Australio. Będzie mi Ciebie brakować.
Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z filmami wideo. Jestem autorką książki „Superfood po polsku”, a moje ukochane miasto, w którym mieszkam, to Wrocław :). Uwielbiam gotować i karmić siebie i innych, kiedyś moim hobby było pieczenie serników, a potem „wkręciłam się” w odchudzanie… posiłków ;). Od ładnych paru lat doradzam, jak jeść smacznie i zdrowo (da się!), żeby dobrze się czuć, mieć mnóstwo uśmiechu i energii oraz miło spędzać czas, nie tylko w kuchni.| Więcej o mnie